Prolog
Hej! Witam wszystkich obanowców :) Wrzucam moją pierwszą notkę. Wybaczcie, że tak długo to trwało, niestety całymi dniami jestem w pracy i nie mam jak i kiedy pisać. Ciesze się, że powstają nowe blogi w tym temacie, a inne się reaktywują. Niebawem dopisze się do grona waszych czytelników. Proszę was o powiadomienia o waszych nowych notkach. Mam zamiar czytać je w pracy przy okazji udając, że pracuję XD
Dla sprostowania nie jest to kontynuacja mojego starego bloga z new-world-oban.mylog.pl pt. "Oban, historia być może prawdziwa", który niektóre z was czytały. Będzie to nowe opko oczywiście o losach Panny Wei, chociaż przyznam, wplotę niektóre wątki i postaci, które wydają mi się na tyle fajne, że trudno mi się z nimi rozstać.
Tak to tytuł jednego z filmów, zaczerpnęłam go, bo śmiesznie mi się skojarzył. Buziaki i miłej lektury.
Czekam na wasze komentarze i opinie :*
Prolog
Wielka draka w chińskiej dzielnicy
Śpieszący się przechodnie nie zwracali uwagi na dwie dziewczyny siedzące w kawiarnianym ogródku.
Długowłosa, elegancka blondynka ściągnęła ogromne okulary Gucciego odsłaniając parę błękitnych oczu. Spojrzała na kwadratową kopertę leżącą między filiżankami kawy, a zakopconą popielniczką.
- To co Evunia? Otwieramy? – zapytała przyjaciółkę.
- Nie mamy wyjścia. – odparła Eva i głośno westchnęła. – Może się zamienimy? – zaproponowała.
Wymieniły się kopertami. Eva przeczytała tłusty druk „ Wyniki matury Samantha Madison”.
- Dobra to raz kozie śmierć. Na trzy, cztery! – trzęsącymi rekami rozerwały papier.
- Sam zdałaś!!! Zdałaś wszystko!!! Same piątki i czwórki!!! – krzyczała. Samantha miała jednak grobową minę.
- Sam nie bądź taka! Mówże do cholery! Nie zdałam, prawda?! – zamarła.
- Panno Wei… muszę stwierdzić… -ciągnęła poważnie, gdy Eva przechodziła nagły atak histerii. – Że bezapelacyjnie jesteś kujonem! Zdałaś wszystko, same piątki! – blondynka parsknęła śmiechem.
- Ty małpo jedna! – rzuciła wściekła Eva i zaczęła okładać przyjaciółkę wynikami matur.
- Kelner! Kelner! Wino najlepsze jakie macie, bo ta pani oszalała z radości! – zawołała głośno Samatha próbując odgonić się od napastliwej koleżanki.
Słońce powoli zmierzchało. Spacerowały wolnym krokiem po miejskim parku. Obydwie zdały świetnie matury, mimo to czuła pustkę. Teraz wszystko się odmieni. Jej przyjaciółka wyjedzie na kontrakt modelki na Wenus, a ona zostanie na Ziemi. Eva spojrzała na przyjaciółkę. Sam była śliczna jak boginka. Bezprecedensowo była najpiękniejsza kobietą jaką kiedykolwiek widziała. Jej długie blond włosy lśniły w ostatnich promieniach słońca, a błękitne oczy obserwowały świat z pod czarnych firanek rzęs. Samantha była wysoka i szczupła jak łania. Eva westchnęła. Byłoby grzechem gdyby nie została modelką – pomyślała. Wróciła wspomnieniami do dnia, w którym się poznały.
Eva po powrocie z Obana zamieszkała w Kansas, wraz z ojcem. Tego dnia przeprowadzali się do apartamentu w centrum miasta. Okazało się, że ich sąsiedzi z naprzeciwka również co dopiero się wprowadzają. Para słynnych nowojorskich prawników, starła się przekonać swoją naburmuszoną córkę, że Kansas nie jest znowu końcem świata. Dziewczyna cały czas nie dawała za wygraną i ostentacyjnie obrażała się na rodziców robiąc sceny pod drzwiami. Wtedy z windy wysiadła rudowłosa dziewczyna, mozolnie ciągnąc swój bagaż. Ich spojrzenia spotkały się. Można zaryzykować stwierdzeniem, że była to przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Okazało się, że były równolatkami. Stały się oparciem dla siebie w tym nowym miejscu zamieszkania.
Sam była również jedyną osobą, która znała sekret Evy, wielki sekret Obana. Potem poszły razem do ostatniej klasy gimnazjum, a później do liceum. Od tamtego dnia były nierozłączne, lecz to wszystko miało się zmienić.
- Ja też będę z Tobą tęsknić głuptasie. – burknęła Sam, robiąc wszystko by się nie rozpłakać. – Ty przynajmniej zostaniesz tutaj na Ziemi, masz przecież jeszcze ojca i Korina, a ja tam sama jak palec we wszechświecie…
- Korin… prawie zapomniałam! Mieliśmy iść dzisiaj na paradę smoków. Muszę lecieć. – wyjaśniła Eva. - No nie dąsaj się, przecież wiesz jak on uwielbia smoki. – rzuciła za siebie, śpieszno żegnając się z Sam.
- A idźcie do cholery z tymi smokami! – uśmiechnęła się zawadiacko i pomachała biegnącej Evie.
Z okazji smoczego święta już całe China Town przystrojone było czerwonymi lampionami zdobionymi malunkami chińskim smoków. Eva przepychała się przez kłębiące tłumy mieszkańców i turystów. Z daleka słyszała dźwięk wielkich bębnów otwierających paradę, zmierzała właśnie w tamtym kierunku. Przednią szła młoda Azjatka ubrana w tradycyjną chińską tunikę ze stójką pod szyją. Niebieski materiał jej sukni łopotał pomiędzy szybkimi krokami. Dziewczyna obróciła się gwałtownie za siebie spoglądając nieufnie na Evę. Kobieta przyspieszyła cały czas rozglądając się nerwowo dookoła. Evę nieco zdziwiło jej zachowanie, jednak szybko przestała zwracać na nią uwagę, ponieważ zadzwonił jej ojciec. Dzwonił średnio co 15 minut z gratulacjami z okazji zdanej matury. Eva uśmiechnęła się do siebie, cieszyła się, że ma z ojcem tak dobre relacje.
- Tak Tato, naprawdę same piątki. Nie wiem o której będę. Oj dobrze, dobrze. Wypijemy szampana jak wrócę. Ja Ciebie też. Pa! – schowała telefon do kieszeni.
Odniosła wrażenie, że dookoła zaczyna dziać się coś dziwnego. Azjatka w błękitnej tunice zerwała się biegiem, po jej policzkach płynęły łzy. Przez tłum turystów przepychało się trzech mężczyzn w czarnych marynarkach, każdy z nich miał okulary przeciwsłoneczne. Przyspieszyli kroku tak by nie zgubić biegnącej dziewczyny. Eva kątem oka uchwyciła że jeden z nich wyciąga coś z kieszeni i unosi dłoń do góry. Zamarła. Wydawało jej się, że czas nagle się zatrzymał. Ten dziwny facet mierzył z broni do uciekającej dziewczyny.
- Uważaj on ma broń! – usłyszała swój własny głos w chwili gdy rzuciła się na napastnikowi na plecy. Powietrze rozdarł huk strzału, gdzieś wysoko posypało się szkło z okien. Zaczęły się wrzaski przerażenia. Ludzie wpadli w histerię, tratując się nawzajem podczas próby ucieczki.
W całym zgiełku Eva uchwyciła wzrokiem dziewczynę w tunice. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. – Uciekaj. – powiedziała niemym głosem rudowłosa. Tamta prawdopodobnie zrozumiała z ruchu warg. Zawahała się, obejrzała jeszcze raz na Evę i ruszyła biegiem wraz z uciekającym tłumem.
- Ty idiotko! Ty głupia suko! Zabije Cię! – odgrażał się przewrócony mężczyzna. Był oszołomiony i dopiero teraz dotarło do niego że chybił. Rudowłosa usłyszała metaliczny brzęk koło ucha. Spojrzała prosto w lufę rewolweru.
- No wstawaj mała! – usłyszała polecenie drugiego gangstera. Poczuła jak zimna stal dotyka jej skroni.
- Rusz dupę! Ogłuchłaś?! – rzucił niecierpliwie. Wstała powoli na chwiejnych nogach. Więc tak wygląda śmierć. Czy jest bolesna? – myśli kotłowały jej się w głowie.
-Przejście! Przejście dla smoka! – usłyszała nagle gdzieś za sobą. Gangsterzy odwrócili się gwałtownie. W przeciwnym kierunku do uciekającego tłumu,przepychał się ogromy smok, a raczej kukła smoka. Para nóg niosąca potężny smoczy łeb, potykała się co chwilę niezgrabnie o długi materiałowy grzbiet zwierzęcia.
- Jazda stąd! – krzyknął zdezorientowany zbir i wymierzył lufę między groźne oczy smoka.
- Przecież dla Chińczyków smoki są święte! – usłyszeli oburzony głos dochodzący spod ogromnego, czerwonego łba kukły. Nagle łeb wyleciał wysoko w górę, a wszystko dookoła okryło się materiałem tworzącym tułów kukły. Ktoś zatkał jej usta dłonią i gwałtownie porwał do przodu. Z tyłu gangsterzy wciąż gramolili się pod zwałami materiału. Spojrzała na swojego wybawcę.
- Korin! – westchnęła z ulgą i rzuciła mu się na szyję.
- Ciiicho. – przyłożył palec do ust i szybko pociągnął ją w najbliższą przecznicę. Biegli tak dobrą chwilę, aż znaleźli się poza chińską dzielnicą. Korin podszedł do swojego czarnego ścigacza i oparł się na nim ciężko dysząc. – Spuściłem Cię tylko na chwilę z oczu, a Ty zdążyłaś wpakować się w utarczki z chińską mafią. Co za kobieta! – uśmiechnął się do niej. – Jak się w to w ogóle wpakowałaś?
- Dziewczyna w niebieskiej sukience… ona uciekała… a oni chcieli ją zastrzelić. – zaczęła nerwowo wyjaśniać.
- A ty masz dobre serduszko i musiałaś ruszyć jej na ratunek nadstawiając własny tyłek – przyciągnął ją i mocno przytulił.
- Korin… ja… gdyby nie ty… - zaczęła.
- Już dobrze jestem przy tobie rudzielcu.
Spojrzała w jego szare oczy, w oczy które kochała odkąd je po raz pierwszy ujrzała.
Mogła by przysiąc, że w ich głębi tańczyły chochliki zawsze gotowe by coś spsocić. Pocałował ją delikatnie.
- Wsiadaj, musimy spadać stąd jak najdalej. Podwiozę Cię do domu, twój staruszek już pewnie przebiera nogami. – objęła go mocno w pasie, kiedy odpalił motor. – Matura zdana? – zapytał nim poderwał maszynę.
Hej! Witam wszystkich obanowców :) Wrzucam moją pierwszą notkę. Wybaczcie, że tak długo to trwało, niestety całymi dniami jestem w pracy i nie mam jak i kiedy pisać. Ciesze się, że powstają nowe blogi w tym temacie, a inne się reaktywują. Niebawem dopisze się do grona waszych czytelników. Proszę was o powiadomienia o waszych nowych notkach. Mam zamiar czytać je w pracy przy okazji udając, że pracuję XD
Dla sprostowania nie jest to kontynuacja mojego starego bloga z new-world-oban.mylog.pl pt. "Oban, historia być może prawdziwa", który niektóre z was czytały. Będzie to nowe opko oczywiście o losach Panny Wei, chociaż przyznam, wplotę niektóre wątki i postaci, które wydają mi się na tyle fajne, że trudno mi się z nimi rozstać.
Tak to tytuł jednego z filmów, zaczerpnęłam go, bo śmiesznie mi się skojarzył. Buziaki i miłej lektury.
Czekam na wasze komentarze i opinie :*
Prolog
Wielka draka w chińskiej dzielnicy
Śpieszący się przechodnie nie zwracali uwagi na dwie dziewczyny siedzące w kawiarnianym ogródku.
Długowłosa, elegancka blondynka ściągnęła ogromne okulary Gucciego odsłaniając parę błękitnych oczu. Spojrzała na kwadratową kopertę leżącą między filiżankami kawy, a zakopconą popielniczką.
- To co Evunia? Otwieramy? – zapytała przyjaciółkę.
- Nie mamy wyjścia. – odparła Eva i głośno westchnęła. – Może się zamienimy? – zaproponowała.
Wymieniły się kopertami. Eva przeczytała tłusty druk „ Wyniki matury Samantha Madison”.
- Dobra to raz kozie śmierć. Na trzy, cztery! – trzęsącymi rekami rozerwały papier.
- Sam zdałaś!!! Zdałaś wszystko!!! Same piątki i czwórki!!! – krzyczała. Samantha miała jednak grobową minę.
- Sam nie bądź taka! Mówże do cholery! Nie zdałam, prawda?! – zamarła.
- Panno Wei… muszę stwierdzić… -ciągnęła poważnie, gdy Eva przechodziła nagły atak histerii. – Że bezapelacyjnie jesteś kujonem! Zdałaś wszystko, same piątki! – blondynka parsknęła śmiechem.
- Ty małpo jedna! – rzuciła wściekła Eva i zaczęła okładać przyjaciółkę wynikami matur.
- Kelner! Kelner! Wino najlepsze jakie macie, bo ta pani oszalała z radości! – zawołała głośno Samatha próbując odgonić się od napastliwej koleżanki.
Słońce powoli zmierzchało. Spacerowały wolnym krokiem po miejskim parku. Obydwie zdały świetnie matury, mimo to czuła pustkę. Teraz wszystko się odmieni. Jej przyjaciółka wyjedzie na kontrakt modelki na Wenus, a ona zostanie na Ziemi. Eva spojrzała na przyjaciółkę. Sam była śliczna jak boginka. Bezprecedensowo była najpiękniejsza kobietą jaką kiedykolwiek widziała. Jej długie blond włosy lśniły w ostatnich promieniach słońca, a błękitne oczy obserwowały świat z pod czarnych firanek rzęs. Samantha była wysoka i szczupła jak łania. Eva westchnęła. Byłoby grzechem gdyby nie została modelką – pomyślała. Wróciła wspomnieniami do dnia, w którym się poznały.
Eva po powrocie z Obana zamieszkała w Kansas, wraz z ojcem. Tego dnia przeprowadzali się do apartamentu w centrum miasta. Okazało się, że ich sąsiedzi z naprzeciwka również co dopiero się wprowadzają. Para słynnych nowojorskich prawników, starła się przekonać swoją naburmuszoną córkę, że Kansas nie jest znowu końcem świata. Dziewczyna cały czas nie dawała za wygraną i ostentacyjnie obrażała się na rodziców robiąc sceny pod drzwiami. Wtedy z windy wysiadła rudowłosa dziewczyna, mozolnie ciągnąc swój bagaż. Ich spojrzenia spotkały się. Można zaryzykować stwierdzeniem, że była to przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Okazało się, że były równolatkami. Stały się oparciem dla siebie w tym nowym miejscu zamieszkania.
Sam była również jedyną osobą, która znała sekret Evy, wielki sekret Obana. Potem poszły razem do ostatniej klasy gimnazjum, a później do liceum. Od tamtego dnia były nierozłączne, lecz to wszystko miało się zmienić.
- Ja też będę z Tobą tęsknić głuptasie. – burknęła Sam, robiąc wszystko by się nie rozpłakać. – Ty przynajmniej zostaniesz tutaj na Ziemi, masz przecież jeszcze ojca i Korina, a ja tam sama jak palec we wszechświecie…
- Korin… prawie zapomniałam! Mieliśmy iść dzisiaj na paradę smoków. Muszę lecieć. – wyjaśniła Eva. - No nie dąsaj się, przecież wiesz jak on uwielbia smoki. – rzuciła za siebie, śpieszno żegnając się z Sam.
- A idźcie do cholery z tymi smokami! – uśmiechnęła się zawadiacko i pomachała biegnącej Evie.
Z okazji smoczego święta już całe China Town przystrojone było czerwonymi lampionami zdobionymi malunkami chińskim smoków. Eva przepychała się przez kłębiące tłumy mieszkańców i turystów. Z daleka słyszała dźwięk wielkich bębnów otwierających paradę, zmierzała właśnie w tamtym kierunku. Przednią szła młoda Azjatka ubrana w tradycyjną chińską tunikę ze stójką pod szyją. Niebieski materiał jej sukni łopotał pomiędzy szybkimi krokami. Dziewczyna obróciła się gwałtownie za siebie spoglądając nieufnie na Evę. Kobieta przyspieszyła cały czas rozglądając się nerwowo dookoła. Evę nieco zdziwiło jej zachowanie, jednak szybko przestała zwracać na nią uwagę, ponieważ zadzwonił jej ojciec. Dzwonił średnio co 15 minut z gratulacjami z okazji zdanej matury. Eva uśmiechnęła się do siebie, cieszyła się, że ma z ojcem tak dobre relacje.
- Tak Tato, naprawdę same piątki. Nie wiem o której będę. Oj dobrze, dobrze. Wypijemy szampana jak wrócę. Ja Ciebie też. Pa! – schowała telefon do kieszeni.
Odniosła wrażenie, że dookoła zaczyna dziać się coś dziwnego. Azjatka w błękitnej tunice zerwała się biegiem, po jej policzkach płynęły łzy. Przez tłum turystów przepychało się trzech mężczyzn w czarnych marynarkach, każdy z nich miał okulary przeciwsłoneczne. Przyspieszyli kroku tak by nie zgubić biegnącej dziewczyny. Eva kątem oka uchwyciła że jeden z nich wyciąga coś z kieszeni i unosi dłoń do góry. Zamarła. Wydawało jej się, że czas nagle się zatrzymał. Ten dziwny facet mierzył z broni do uciekającej dziewczyny.
- Uważaj on ma broń! – usłyszała swój własny głos w chwili gdy rzuciła się na napastnikowi na plecy. Powietrze rozdarł huk strzału, gdzieś wysoko posypało się szkło z okien. Zaczęły się wrzaski przerażenia. Ludzie wpadli w histerię, tratując się nawzajem podczas próby ucieczki.
W całym zgiełku Eva uchwyciła wzrokiem dziewczynę w tunice. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. – Uciekaj. – powiedziała niemym głosem rudowłosa. Tamta prawdopodobnie zrozumiała z ruchu warg. Zawahała się, obejrzała jeszcze raz na Evę i ruszyła biegiem wraz z uciekającym tłumem.
- Ty idiotko! Ty głupia suko! Zabije Cię! – odgrażał się przewrócony mężczyzna. Był oszołomiony i dopiero teraz dotarło do niego że chybił. Rudowłosa usłyszała metaliczny brzęk koło ucha. Spojrzała prosto w lufę rewolweru.
- No wstawaj mała! – usłyszała polecenie drugiego gangstera. Poczuła jak zimna stal dotyka jej skroni.
- Rusz dupę! Ogłuchłaś?! – rzucił niecierpliwie. Wstała powoli na chwiejnych nogach. Więc tak wygląda śmierć. Czy jest bolesna? – myśli kotłowały jej się w głowie.
-Przejście! Przejście dla smoka! – usłyszała nagle gdzieś za sobą. Gangsterzy odwrócili się gwałtownie. W przeciwnym kierunku do uciekającego tłumu,przepychał się ogromy smok, a raczej kukła smoka. Para nóg niosąca potężny smoczy łeb, potykała się co chwilę niezgrabnie o długi materiałowy grzbiet zwierzęcia.
- Jazda stąd! – krzyknął zdezorientowany zbir i wymierzył lufę między groźne oczy smoka.
- Przecież dla Chińczyków smoki są święte! – usłyszeli oburzony głos dochodzący spod ogromnego, czerwonego łba kukły. Nagle łeb wyleciał wysoko w górę, a wszystko dookoła okryło się materiałem tworzącym tułów kukły. Ktoś zatkał jej usta dłonią i gwałtownie porwał do przodu. Z tyłu gangsterzy wciąż gramolili się pod zwałami materiału. Spojrzała na swojego wybawcę.
- Korin! – westchnęła z ulgą i rzuciła mu się na szyję.
- Ciiicho. – przyłożył palec do ust i szybko pociągnął ją w najbliższą przecznicę. Biegli tak dobrą chwilę, aż znaleźli się poza chińską dzielnicą. Korin podszedł do swojego czarnego ścigacza i oparł się na nim ciężko dysząc. – Spuściłem Cię tylko na chwilę z oczu, a Ty zdążyłaś wpakować się w utarczki z chińską mafią. Co za kobieta! – uśmiechnął się do niej. – Jak się w to w ogóle wpakowałaś?
- Dziewczyna w niebieskiej sukience… ona uciekała… a oni chcieli ją zastrzelić. – zaczęła nerwowo wyjaśniać.
- A ty masz dobre serduszko i musiałaś ruszyć jej na ratunek nadstawiając własny tyłek – przyciągnął ją i mocno przytulił.
- Korin… ja… gdyby nie ty… - zaczęła.
- Już dobrze jestem przy tobie rudzielcu.
Spojrzała w jego szare oczy, w oczy które kochała odkąd je po raz pierwszy ujrzała.
Mogła by przysiąc, że w ich głębi tańczyły chochliki zawsze gotowe by coś spsocić. Pocałował ją delikatnie.
- Wsiadaj, musimy spadać stąd jak najdalej. Podwiozę Cię do domu, twój staruszek już pewnie przebiera nogami. – objęła go mocno w pasie, kiedy odpalił motor. – Matura zdana? – zapytał nim poderwał maszynę.
Podoba mi się! :) Chaotyczny opis w China Town oddawał jeszcze bardziej realizmu tej sytuacji. Nigdy niestety nie udało mi się przeczytać Twojego poprzedniego opowiadania, mimo że wiedziałam że jest dobre dlatego teraz postaram się to czytać dokładnie by komentarz był rzetelny i miły dla oka.
OdpowiedzUsuńPonieważ nie wiem jak dokładnie wyglądała fabuła poprzednia a twierdzisz że wpleciesz niektóre elementy to mam nadzieje że postarasz się pisać pod takiego żółtodzioba który może się nie orientować w fabule.^^
I pytanie do Ciebie: Czy mam rozumieć że Korin i Eva to para? Czy po prostu bardzo BARDZO dobrzy przyjaciele... bo teraz to nigdy nie wiadomo :D
Pozdrawiam Cię i serdecznie zapraszam na swojego również reaktywowanego bloga: mollywei.blog.interia.pl
Diana, to będzie całkiem nowe opowiadanie :) Jeśli tylko zechcesz czytać to ogarniesz bez problemu :)
UsuńHmmm... wiesz co najzabawniejsze jest to że nigdy nie oglądałam Szybkich i Wściekłych... tak wiem... no. Nie oglądałam klasyki gatunku, ale jakoś mnie to nie ciągnie. A do takich urwanych zdań u mnie niestety trzeba się przyzwyczaić postaram się by ich w takich ważnych momentach nie było...
UsuńWszystko jest do nadrobienia, zatem zapraszam:). Twój prolog przeczytałam i zaczęłam komentować już wcześniej, ale mój telefon tego nie ogarnął, dlatego musiałam wrócić później. Powiem, że warto było czekać na taki początek. Ładnie i obrazowo napisane, ciekawie zapowiadające się nowe postacie i to napięcie jak w filmach Hitchcocka. Dobrze zakładam, że teraz będzie tylko rosło?;). A parada smoków skojarzyła mi się z Krakowem, choć jeszcze nie zdarzyło mi się żadnej z bliska zobaczyć. Kto wie, może Twoje opowiadanie będzie dla mnie mobilizacją ku temu;). Pozdrawiam i życzę odpowiednio dużo czasu i weny, gdyż czekam na rozwój sytuacji;)
OdpowiedzUsuńIsami, ja właśnie jestem z Krakowa, zapraszam na paradę. Zawsze jest w czerwcu:)
UsuńTak myślałam, że to nie może być przypadek;). Jak nie będę w tym czasie w pracy, albo poza Krakowem, to pewnie przyjdę zobaczyć jak to wygląda z bliska.
Usuń