czwartek, 6 lutego 2014
1. Mistrz ekstraklasy
W weekend mnie nie będzie, więc postanowiłam ogarnąć coś jeszcze teraz. W kolejnych notkach więcej Evy, obiecuję. Zapraszam i buziaki :*----
Przez wielki hangar gwiezdnych ścigaczy niczym rozjuszony byk przedzierał się Don Wei. Rozstawiał bogu ducha winnych pracowników po kątach. Ci starsi stażem, którzy znali humory szefa, schodzili mu z pola widzenia chowając się w najdalszych zakamarkach, gdzie sami szukali sobie co raz to nowszej roboty. Dookoła Dona jak satelita krążył jeden z trenerów.
- Don, przyjacielu przecież wiesz, że wszyscy piloci są tacy sami... – mężczyzna próbował udobruchać właściciela Wei Corporation.
- Nie, Bob! Już podjąłem decyzję! Zwalniam go! – rzucił wściekły Pan Wei.
- Oh, Don. To smarkacze, którym buzuje testosteron, im wyższa liga tym gorzej z nimi. Każdy jest krnąbrny i zadziera nosa. Nie pamiętasz już jak było z Rickiem Thunderboltem? – trener chwytał się każdej argumentacji, która przychodziła mu do głowy.
- Ten to szczególny przypadek! Jest niezdyscyplinowany i dodatkowo ma tendencję do brawury, jakiej nie miał nikt, nawet Rick! A zresztą od samego początku ten facet działa mi na nerwy. Przeklinam dzień, w którym go zatrudniłem. Same z nim problemy. – nie dawał sobie wytłumaczyć.
- Ale Don! Przecież wiesz że to mistrz ekstraklasy. I co oddasz go konkurencji? Racers Company przyjmie go z otwartymi ramionami. Żaden pilot od czasów Mayi nie generował takich dochodów jak on. Nie możesz zarżnąć kury znoszącej złote jaja, pamiętaj o tym! Don no proszę… - Na dźwięk imienia swojej żony, Don zatrzymał się gwałtownie i zmarszczył brwi. Po chwili niestrudzony ruszył dalej.
Opuścili hangar i znaleźli się na torze wyścigowym. W odległości kilku metrów stał piękny czerwony ścigacz. Z jego lewego skrzydła wydobywały się kłęby czarnego dymu.
Pilot opuścił kokpit i zwinnie zeskoczył na dół. Zdjął kask i cisnął nim gdzieś niedbale. Mężczyzna był wysoki i szczupły. Charakterystycznym ruchem przeczesał swoje brązowe, niesforne włosy, które sięgały mu do połowy szyi. Rozpiął górę kombinezonu i z wewnętrznej kieszeni wyciągnął paczkę Lucky Strików. Zębami wyjął jednego. Odpalił spokojnie papierosa i począł oglądać zniszczony reaktor. Omawiał coś z tłustym mechanikiem.
- Spencer! – wrzasnął Don Wei. Pilot nawet nie drgnął nadal oglądając uszkodzoną część.
- Spencer! Do cholery mówię do Ciebie! – Don przybierał powoli kolor królewskiej purpury.
Mistrz ekstraklasy westchnął i niespiesznie odwrócił się w stronę Dona. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o gwiezdny ścigacz. – Tak szefie? – zapytał bez emocji.
- Po raz kolejny zniszczyłeś reaktor wart dwa miliony dolców! Jesteś zwolniony! Zabieraj się stąd! – rozkazał Pan Wei.
Mężczyzna przewrócił oczami i odwrócił się tyłem w stronę szefa, nadal uzgadniał coś z mechanikiem.
- Spencer! Czy ty słyszysz co do Ciebie mówię?! – Don Wei wprost nie mógł nadziwić się bezczelnością pilota.
- Aha. – przytaknął. - Tylko zwalnia mnie Pan średnio raz w tygodniu. Zdążyłem się przyzwyczaić. – rzucił mistrz odganiając ręką kłęby dymu wydobywające się z silnika.
- Tym razem mówię poważnie. – dodał Don, nieco zbity z pantałyku.
- Na poważnie proszę Pana to było już cztery razy. – mężczyzna odwrócił się na moment do przełożonego i obdarzył go szczerym, sympatycznym uśmiechem. Don stracił grunt pod nogami. Postanowił, że uderzy gdzie indziej, zwrócił się więc do trenera.
- Bob to twój podopieczny i jesteś za niego odpowiedzialny! Jeśli jeszcze raz zniszczy cokolwiek, jeśli zrobi choć jedną ryskę na maszynie wylatuje, a ty razem z nim! Jedną ryskę! Pamiętaj!- Pan Wei obrócił się na pięcie i odszedł zamaszystym krokiem.
- Widzisz Korin co narobiłeś?! Dzięki tobie właśnie trafiłem na czarną listę. Serdecznie Ci dziękuję! – utyskiwał trener.
- No co Ty Bob? Don to łebski facet, zanim nas wyrzuci przejrzy księgi dochodu i zmieni zdanie. Nie wyrzuca się dobrych pilotów i jeszcze lepszych trenerów. – wyszczerzył zęby i klepnął Boba mocno w ramie, aż tamten się zachwiał.
- Korin czy ty kiedykolwiek możesz być poważny? – westchnął zrezygnowany trener. – Dobra co z tym reaktorem? Trzeba będzie wstawić nowy, nie? – dodał po chwili.
– Ta jest! Koło południa będzie już śmigał jak ta lala. – odezwał się mechanik.
- Słyszysz Korin, potem wróć i znowu przećwiczymy krawędź. Tym razem bez brawury! – karcąco spojrzał na pilota.
- Bob, nie mam czasu umówiłem się z Evą. – wyjaśnił Korin.
- Korin! Nie igraj z ogniem, mówiłem Ci tyle razy, ośle! Możesz rozwalić milion reaktorów i zrównać tor wyścigowy z ziemią i być może Don przymknie na to oko, ale jeśli chodzi o jego córkę… Żadna siła we wszechświecie nie uchroni Cię przed jego gniewem. A on w końcu się dowie, że prowadzasz się z Evą. Bądź tego pewien! – Bob usiadł na kole ścigacza i chwycił się za głowę. Don miał rację same z nim problemy. – pomyślał.
- Nie przesadzaj… Eva przecież jest dorosła i sama decyduje o swoim życiu. – wyjaśnił spokojnie i zmiażdżył peta pod butem. – Zresztą dlaczego miałaby go to w ogóle obchodzić? – zapytał zaskoczony.
- Korin, nie wiem czy ty udajesz czy naprawdę jesteś taki głupi?! Dlatego Ci wyjaśnię raz, a dobrze!
Po pierwsze dlatego, że to jego córka, a zrozumieć to możesz jedynie jeśli sam będziesz miał córkę. Pod drugie dlatego, że jesteś od niej dziesięć lat starszy. A po trzecie i najważniejsze Don Cię raczej nie lubi gdybyś nie zdążył zauważyć! – syknął złośliwie trener.
- Lata pracy z Weiem sprawiły, że stałeś się strasznie nerwowy. – Korin wesoło zmrużył oczy i ruszył dziarskim krokiem w stronę hangaru. Był umówiony ze swoją ukochaną i nie mógł pozwolić jej czekać.
Don padł ciężko na fotel w swoim gabinecie. Westchnął i potarł skronie. Nie był sam. W pokoju był ktoś jeszcze. Na fotelu naprzeciwko siedział Rick.
Po felernym wypadku Rick musiał zrezygnować z kariery pilota. W związku z tym, że na Alwasie wykazał się jako dobry trener, został zatrudniony w Wei Corporation właśnie na tym stanowisku, a Eva stała się oficjalnie jego podopieczną. Obydwoje musieli zaczynać wszystko od nowa, jednak dzięki determinacji Ricka i wrodzonemu talentowi Evy, pieli się powoli do przodu. Niedawno awansowali do drugiej ligi. Thunderbolt liczył, że dzięki ciężkiej pracy pod koniec roku może uda dostać się im do pierwszej ligi, a stamtąd droga do ekstraklasy będzie zdecydowanie krótsza.
- Don starzejesz się, nawet nie zauważyłeś, że siedzę w twoim gabinecie. – Rick uśmiechnął się gorzko i spojrzał na swojego przyjaciela.
- Daj spokój. Spencer wpędzi mnie w końcu do grobu. – wychrypiał ciężko Don.
- No tak, cała firma huczy, że zwolniłeś Korina już chyba po raz setny. – Rick wyciągnął się i oparł nogi o biurko szefa. Kiedyś za coś takiego mógł się pożegnać z premiami przez najbliższe pół roku. Odkąd jednak Don i Eva stali się na powrót rodziną, staruszek spuścił z tonu.
- Don jeśli nie potrzebujesz wrażeń mogłeś założyć biuro rachunkowe. Mógłbyś całymi dniami przestawiać księgowymi według swojego widzimisię, ale ty wybrałeś pracę menagera wyścigowego teamu, więc co się dziwisz.
- Tak Rick, świetnie dolewaj oliwy do ognia. – odciął się Wei.
- O co znowu masz pretensje? A jak było ze mną? Najpierw rozpieszczasz, wypłacasz taką kasę, że nie wiadomo co z nią zrobić, torujesz drogę do kariery. Potem błyski fleszy, grand prix, najdroższy szampan i modelki. Mówiąc krótko cześć i chwała, a potem się dziwisz, że piloci są rozpuszczenie na dziadowski bicz. Sam tworzysz potwory. Cały Ty! – uśmiechnął się szeroko, Don w końcu się rozchmurzył i również odpowiedział uśmiechem.
- A ty czasem nie powinieneś być na torze z Evą? – zapytał podejrzliwie.
- Eva już w zeszłym tygodniu przełożyła trening. A ja się obijam, więc przyszedłem do Ciebie po ludzku jak do szefa, żebyś coś temu zaradził i znalazł mi robotę.
- Przełożyła? Nic mi o tym nie wspominała. – Pan Wei lekko się zdziwił. – Dobra Rick idź do działu kadr i przynieś mi faktury, muszę zobaczyć ile znowu będzie mnie kosztowała dobra zabawa Pana Spencera. Nie krzyw się, sam chciałeś zajęcia, więc przydaj się do czegoś! – Wydał rozkaz i wbił wzrok w swojego laptopa, był to sygnał dla Ricka, że pora spadać i przestać zawracać gitarę.
- Eh, Don… Don… Eva nie przychodzi, a Spencer akurat dzisiaj urywa się z treningu i leci jak z pieprzem. Coś tu nie gra. – wymruczał pod nosem na odchodne, Pan Wei nawet nie zwrócił na niego uwagi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzięki, cieszę się, że mój styl przypadł Ci do gustu, bo to chyba jedyne co mogę zaoferować w zamian za większą ilość akcji ( ja serio robię z tego obyczajówkę)^^. Pewnie to stąd te zarzuty co do zapowiedzi wyścigów - za mało w niej nadziei na sensację. Jednak postaram się je jakoś urozmaicić.
OdpowiedzUsuńCo do Sylwii i Pauli masz rację - są to kumpele Evy, ale czy takie bardzo ziółka, to musisz sama ocenić jak przypomnisz sobie lub nadrobisz dotychczasowe rozdziały (bo opowiadanie moje czytałaś, jak byłam na mylogu i podpisywałam się kaoru;)). Avatara natomiast, póki co czeka życie na Obanie:).
Widzę, że biorę z Ciebie przykład, bo też piszę zaraz po pracy;). Swoją drogą muszę Ci podziękować za nowy rozdział, bo dobrze mnie nastroił na jej resztę po przerwie;). Zwłaszcza w tej części, w której pisałaś o Ricku, bo ja go wprost ubóstwiam*.*. To moja ulubiona postać ever, również za tę przenikliwość i geniusz (bo nie można zaprzeczyć, że inteligentny to on jest). No ale starczy o Ricku (wspominałam, że go uwielbiam?;)), bo tu się pojawia pytanie co ta miłość robi z ludźmi? Możnaby było przypuszczać, że Eva nie przepuści żadnej okazji, by pilotować ścigacz, a tu proszę... Rezygnuje z kolejnego treningu. Ale nawet ją rozumiem;). Zaskoczyła mnie tylko jedna rzecz, mianowicie wiek Korina. Po prologu i jego pełnym oburzenia głosie, wyobrażałam go sobie (nie wiem czemu) jako sporo młodszą osobę, a tu się okazuje, że jest starszy nie tylko od Evy, ale nawet ode mnie. I jeszcze pracuje u Wei'a (no to się wyjaśniło, skąd się znają z Evą). Swoją drogą zastanawiam się jak Don zareaguje na takiego zięcia, choć przypuszczam że szczęśliwy to on na pewno nie będzie;).
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy:).
ps. odkąd napisałaś, że jesteś z Krakowa, zastanawiam się z jakiej dzielni, bo nie wiem na ile ten świat jest mały?;)
Mi nie przeszkadza że nie było nic o Evie, zważywszy na to że Evę dobrze znamy :) a nowych postaci jak Korin trochę gorzej więc mi się to podobało, może być tak częściej :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się charakter Korina, jest taki pewny siebie i ma poczucie humoru, bardzo pasuje do Evy. Mam rozumieć że poznali się w pracy, ciekawe kiedy i ile trwa ich związek? Tylko zastanawia mnie, choć to odległa przyszłość czy aby ich związek się nie rozpadnie kiedy Eva i Korin będą w tej samej lidzie wyścigów, czy to nie będzie powodem do kłótni i w ogóle.
Niestety wielki negatyw dla Ricka! Don Wei nie jest głupim człowiekiem jeśli Rick dał mu taką podpowiedź to pewnie bardzo szybko wyczai tajny związek tych dwóch gołąbków.
Pozdrawiam i czekam na więcej z niecierpliwością :)
Wielu miało rację, Twoje opowiadania wciągają, są napisane fajnym stylem i mają w sobie to coś!
Serdecznie zapraszam Cię do siebie na nową notkę :)
OdpowiedzUsuńTrochę późno, ale wcześniej nie dałam rady - zapraszam na nowy rozdział:)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nową notkę ;)
OdpowiedzUsuń