Bardzo, ale to bardzo dziękuje wam, że o mnie nie zapomniałyście i pojawiałyście się tutaj co jakiś czas z komentarzami :*:*:*
Teraz odwiedzam, wasze blogi każdy po kolei i czytam i czytam, co u waszych bohaterów! :3
***
Don
szalał w dosłownym tego słowa znaczeniu. – Przecież masz tylko 19 lat! Z czego
się utrzymasz? Jak będziesz żyła?! Liczyłem, że pójdziesz jednak na jakieś
studia! – nerwowo gestykulując stał właśnie nad
Evą, która z trudem zasuwała walizkę.
- Właśnie, mam aż 19 lat i mogę decydować o własnym życiu. Mam trochę oszczędności jakoś sobie poradzę. Najwyżej poszukam dodatkowej pracy na pół etatu. – syknęła bo właśnie przycięła sobie palec zamkiem.
- Jakoś sobie poradzisz?! Tak mówi odpowiedzialny dorosły człowiek? – Uniósł się przed kolejnym wybuchem, jednak zamarł w pół oddechu. Wiedział, że w ten sposób niczego nie załatwi. – Przemyśl to jeszcze raz, proszę Cię. Nie możesz z powodu zmian w grafiku treningów wyprowadzać się z domu i rzucać pracy. Jesteś niesprawiedliwa. – powiedział spokojnie, choć przyszło mu to z trudem.
- Oj Tato uczepiłeś się tego grafiku, to naprawdę nie o to chodzi…
- Jesteś pewna? – zapytał po raz kolejny.
- Tak opłaciłam już mieszkanie z góry na 3 miesiące. Pomożesz mi chociaż z tymi walizkami, czy będziesz tak stał i wzdychał?
- Właśnie, mam aż 19 lat i mogę decydować o własnym życiu. Mam trochę oszczędności jakoś sobie poradzę. Najwyżej poszukam dodatkowej pracy na pół etatu. – syknęła bo właśnie przycięła sobie palec zamkiem.
- Jakoś sobie poradzisz?! Tak mówi odpowiedzialny dorosły człowiek? – Uniósł się przed kolejnym wybuchem, jednak zamarł w pół oddechu. Wiedział, że w ten sposób niczego nie załatwi. – Przemyśl to jeszcze raz, proszę Cię. Nie możesz z powodu zmian w grafiku treningów wyprowadzać się z domu i rzucać pracy. Jesteś niesprawiedliwa. – powiedział spokojnie, choć przyszło mu to z trudem.
- Oj Tato uczepiłeś się tego grafiku, to naprawdę nie o to chodzi…
- Jesteś pewna? – zapytał po raz kolejny.
- Tak opłaciłam już mieszkanie z góry na 3 miesiące. Pomożesz mi chociaż z tymi walizkami, czy będziesz tak stał i wzdychał?
***
Mieszkanie
apartamentem co prawda nie było, ale nie było też żadną norą. Poddasze w
secesyjnej kamienicy. Obszerny livng-room z widną kuchnią i oddzielna sypialnia
z maleńką łazienką. Evie spodobało się ze względu na okna w dachu i stare drewniane
stropy. Dodatkowo lokalizacja niedaleko centrum. Tuż obok była stacja metra i
duże centrum handlowe. Wykonała baletowy piruet i wpadła do łazienki. Spojrzała
w lustro. Patrzyła na nią ładna 19latka. Im stawała się starsza tym więcej
zauważała podobieństwa do Mayi. Jej twarz wyszczuplała i nabrała bardziej
kobiecych rysów. Jedyne czego żałowała to tego, że nie była równie wysoka jak
jej matka, na szczęście do kurdupli również nie należała. Była średniego
wzrostu, a w razie czego szpilki robiły swoje.
- Witaj Panno Wei! – przywitała się ze swoim odbiciem.
- Pora na zmiany czyż nie?! – przeczesała dłonią swoje czerwoną czuprynę. – Dosyć tej czerwieni! W tym sezonie modna jest naturalność. – rozerwała pudełko z farbą do włosów.
- Witaj Panno Wei! – przywitała się ze swoim odbiciem.
- Pora na zmiany czyż nie?! – przeczesała dłonią swoje czerwoną czuprynę. – Dosyć tej czerwieni! W tym sezonie modna jest naturalność. – rozerwała pudełko z farbą do włosów.
***
Cała ta
dziwna zgraja przyglądała jej się z niemałą ciekawością. Ona również lustrowała
po kolei to barwne towarzystwo.
- A więc wielki Thunderbolt zawitał z powrotem w naszych skromnych progach! – krzyknął mulat z ogromnym afro i zbliżył się w ich stronę, w jego nosie błysnęło złote koluszko.
- Siema Szczur! – uścisnął dawnego kumpla.
- Widzę, że jak zwykle przyprowadzasz piękną panią. Jak Ty to robisz? – facet zwany Szczurem, zmierzył od góry do dołu Evę. Jej „nowe” czarne włosy lśniły opadając luźno na ramiona. Ubrała sukienkę pilotkę, podobną do takiej jaką nosiła Maya. Kiecka była skąpa i odsłania spory kawałek nóg, efekt był jednak zamierzony. W firmie ojca pełnej facetów nauczyła się jak należy się „odpowiednio” ubrać, żeby owinąć sobie w okuł palca kogo trzeba. Na nogi założyła botki z miękkiej skórki z luźną cholewką. Cały efekt podkreśliła mocną czerwoną szminką.
- Eva – uśmiechnęła się do niego zaczepnie i mocno uścisnęła jego dłoń.
- Wołaj do mnie Szczur, a to jest reszta. – wskazał na grupę za sobą. – Chodźcie tu durnie! – zawołał do swoich. – Ah tak… koleżanka Ricka was onieśmiela…
- To jest Sven, kolejny pilot. Mało gada, ale jest w porządku. – wskazał na drobnego chłopaka o blond włosach. – Berkley to niezły skurczybyk, jak widać z resztą. – Muskularny mężczyzną z krótko ostrzyżonymi włosami kiwnął jej głową i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. - Lepiej mu nie wchodzić w drogę.
- Spokojnie Skarbie, dam Ci fory, jestem gentelmanem. – dodał Berkley i mrugnął okiem. – Ten, tamten co wygląda jakby się wytarzał w mące to Rapeed, nasz mechanik. – Rapeed odpowiedział uśmiechem i skinął głową. Miał białe włosy zaplecione w dredy i jasną porcelanową karnację, jego oczy w przeciwieństwie do reszty były czarne jak dwie studnie. Eva pomyślała, że musi mieć w sobie domieszkę krwi wenusjańskiej.
- To już się wszyscy znamy, więc do rzeczy Rick. Znam Cię zbyt dobrze, żeby wiedzieć, że nie przyszedłeś tutaj w odwiedziny, bo się stęskniłeś.
- To prawda przyjacielu… Jak Ty mnie dobrze znasz. – Rick uśmiechnął się chytrze i mocno objął ramieniem Szczura, prawie go przyduszając.
- Myślę, że pamiętasz również o przysłudze, którą mi jesteś winien? – lekko zsunął okulary i spojrzał kumplowi prosto w oczy.
- Taa… Jasne, że pamiętam. – Szczur nie ukrywał niezadowolenia. – W czym mogę Ci pomóc? – silił się na fałszywy uśmiech.
- Weźmiesz ją do teamu. – wskazał na Evę. Wszystkie pary oczu zwróciły się ponownie w jej kierunku.
- Phi! – parsknął Szczur. – Chyba sobie jaja robisz, wiesz co sądzę o babach pilotach. Nie wiem czym Cię skusiła i co obiecałeś jej w zamian, ale mnie w to nie mieszaj! – buntowniczo skrzyżował ręce na piersi.
Dziewczyna już się gotowała na to, żeby powiedzieć temu jak mu tam chomikowi, co ona myśli o zakompleksionych szowinistach, ale Rick spojrzał na nią wymownie, więc postanowiła się uspokoić, w końcu to jego gra.
- Jednak słabo mnie znasz. – rzekł z rozczarowaniem Rick. – To Eva Wei, córka Mayi. – wyjaśnił i czekał na efekt jaki wywołał. Szczur wyglądał jakby połknął patyk.
- Chrzanisz! Myślałem, że tamta jest ruda. – nerwowo potarł podbródek.
- Co za kretyn! – pomyślała. – wystarczy zmienić kolor włosów, a już wszyscy głupieją…
- Szczur idioto od razu widać, że jest podobna do Mayi! - rzucił Berkley. – Masz oczy Mayi. Wiem bo twoja mama była zawsze moją idolką. – uśmiechnął się łagodnie i wyjął portfel z którego wygrzebał starą fotografię i podął ją Evie. W tle zobaczyła swoją matkę, która trzymała puchar grand prix, a drugim ramieniem obejmowała chudego nastolatka. – To był najlepszy wyścig jaki widziałem. Po jego zakończeniu udało mi się wykiwać ochronę i dotarłem do Mayi. Twój ojciec był wściekły na ochroniarzy, a ona uśmiechnęła się i zawołała mnie do wspólnego zdjęcia.
Jeśli latasz jak matka, nie ma teamu, który Ci odmówi. – Berkley klepnął ja w ramie po przyjacielsku.
- To… to miłe z twojej strony. – Eva zawstydziła się i nie widziała co odpowiedzieć.
- Dobra, dobra koniec tych bzdetów! – Szczur odzyskał rezon. – Niech sobie lata, ale musicie mieć maszynę!
- I widzisz drogi kolego i tu nastąpiła chwila, w której zaczynasz spłacać swój dług. – Rick uśmiechnął się paskudnie.
- A więc wielki Thunderbolt zawitał z powrotem w naszych skromnych progach! – krzyknął mulat z ogromnym afro i zbliżył się w ich stronę, w jego nosie błysnęło złote koluszko.
- Siema Szczur! – uścisnął dawnego kumpla.
- Widzę, że jak zwykle przyprowadzasz piękną panią. Jak Ty to robisz? – facet zwany Szczurem, zmierzył od góry do dołu Evę. Jej „nowe” czarne włosy lśniły opadając luźno na ramiona. Ubrała sukienkę pilotkę, podobną do takiej jaką nosiła Maya. Kiecka była skąpa i odsłania spory kawałek nóg, efekt był jednak zamierzony. W firmie ojca pełnej facetów nauczyła się jak należy się „odpowiednio” ubrać, żeby owinąć sobie w okuł palca kogo trzeba. Na nogi założyła botki z miękkiej skórki z luźną cholewką. Cały efekt podkreśliła mocną czerwoną szminką.
- Eva – uśmiechnęła się do niego zaczepnie i mocno uścisnęła jego dłoń.
- Wołaj do mnie Szczur, a to jest reszta. – wskazał na grupę za sobą. – Chodźcie tu durnie! – zawołał do swoich. – Ah tak… koleżanka Ricka was onieśmiela…
- To jest Sven, kolejny pilot. Mało gada, ale jest w porządku. – wskazał na drobnego chłopaka o blond włosach. – Berkley to niezły skurczybyk, jak widać z resztą. – Muskularny mężczyzną z krótko ostrzyżonymi włosami kiwnął jej głową i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. - Lepiej mu nie wchodzić w drogę.
- Spokojnie Skarbie, dam Ci fory, jestem gentelmanem. – dodał Berkley i mrugnął okiem. – Ten, tamten co wygląda jakby się wytarzał w mące to Rapeed, nasz mechanik. – Rapeed odpowiedział uśmiechem i skinął głową. Miał białe włosy zaplecione w dredy i jasną porcelanową karnację, jego oczy w przeciwieństwie do reszty były czarne jak dwie studnie. Eva pomyślała, że musi mieć w sobie domieszkę krwi wenusjańskiej.
- To już się wszyscy znamy, więc do rzeczy Rick. Znam Cię zbyt dobrze, żeby wiedzieć, że nie przyszedłeś tutaj w odwiedziny, bo się stęskniłeś.
- To prawda przyjacielu… Jak Ty mnie dobrze znasz. – Rick uśmiechnął się chytrze i mocno objął ramieniem Szczura, prawie go przyduszając.
- Myślę, że pamiętasz również o przysłudze, którą mi jesteś winien? – lekko zsunął okulary i spojrzał kumplowi prosto w oczy.
- Taa… Jasne, że pamiętam. – Szczur nie ukrywał niezadowolenia. – W czym mogę Ci pomóc? – silił się na fałszywy uśmiech.
- Weźmiesz ją do teamu. – wskazał na Evę. Wszystkie pary oczu zwróciły się ponownie w jej kierunku.
- Phi! – parsknął Szczur. – Chyba sobie jaja robisz, wiesz co sądzę o babach pilotach. Nie wiem czym Cię skusiła i co obiecałeś jej w zamian, ale mnie w to nie mieszaj! – buntowniczo skrzyżował ręce na piersi.
Dziewczyna już się gotowała na to, żeby powiedzieć temu jak mu tam chomikowi, co ona myśli o zakompleksionych szowinistach, ale Rick spojrzał na nią wymownie, więc postanowiła się uspokoić, w końcu to jego gra.
- Jednak słabo mnie znasz. – rzekł z rozczarowaniem Rick. – To Eva Wei, córka Mayi. – wyjaśnił i czekał na efekt jaki wywołał. Szczur wyglądał jakby połknął patyk.
- Chrzanisz! Myślałem, że tamta jest ruda. – nerwowo potarł podbródek.
- Co za kretyn! – pomyślała. – wystarczy zmienić kolor włosów, a już wszyscy głupieją…
- Szczur idioto od razu widać, że jest podobna do Mayi! - rzucił Berkley. – Masz oczy Mayi. Wiem bo twoja mama była zawsze moją idolką. – uśmiechnął się łagodnie i wyjął portfel z którego wygrzebał starą fotografię i podął ją Evie. W tle zobaczyła swoją matkę, która trzymała puchar grand prix, a drugim ramieniem obejmowała chudego nastolatka. – To był najlepszy wyścig jaki widziałem. Po jego zakończeniu udało mi się wykiwać ochronę i dotarłem do Mayi. Twój ojciec był wściekły na ochroniarzy, a ona uśmiechnęła się i zawołała mnie do wspólnego zdjęcia.
Jeśli latasz jak matka, nie ma teamu, który Ci odmówi. – Berkley klepnął ja w ramie po przyjacielsku.
- To… to miłe z twojej strony. – Eva zawstydziła się i nie widziała co odpowiedzieć.
- Dobra, dobra koniec tych bzdetów! – Szczur odzyskał rezon. – Niech sobie lata, ale musicie mieć maszynę!
- I widzisz drogi kolego i tu nastąpiła chwila, w której zaczynasz spłacać swój dług. – Rick uśmiechnął się paskudnie.